Bo o szyciu myślałam już od dawna. Tzn dawno temu szyłam, jako nastolatka. Maszynę miałam... okropną, to był Łucznik, którego nigdy przenigdy od nowości nie dało się wyregulować. Zawsze coś plątał, zrywał i przyjemności z pracy na sobie nie dawał, wręcz przeciwnie, zniechęcał do jakiegokolwiek szycia skutecznie. 2 lata temu moja bratanica przyjechała do mnie na wakacje ze swoim nowiutkim singerem, prosty model i chciała, bym jej pokazała podstawy. Maszyna mimo prostoty była wspaniała, szycie szybkie, łatwe i bezstresowe. Ale Singer wraz z właścicielka odjechał i kiedy przyszło mi na święta skrócić zasłonę, która od roku leżała w szafie i czekała na powieszenie, musiałam przytargać ze strychu moją starą maszynę i się użerać pół dnia z przeszyciem bez poplątania 2 zasłon... zrobiłam to, ale kolejny raz szlag mnie trafił a pragnienie odmiany od szydełka wzięło górę. Tak więc prawie 2 miesiące szukałam, czytałam i wybierałam, aż w końcu nadszedł ten szczęśliwy dzień i w styczniu stałam się szczęśliwą posiadaczką Janome 607
Ta maszyna to KOSMOS, przepaść technologiczna i jakościowa z jej poprzedniczką. Łucznik wrócił na właściwie miejsce, czyli na strych :D (pewnie trafi kiedyś do którejś z moich córeczek) a ja z pasmanterii lokalnych i internetowych przeniosłam się do materiałowych, głównie stacjonarnych :).
Aha, żeby było sprawiedliwie, to jeszcze rzutem na taśmę również z końcem stycznia trafił do mnie overlock Singera, upolowany w super cenie w Lidlu
Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z overlockiem, ba- nawet go nigdy na żywo nie widziałam :) ale powiem szczerze, ze nie taki wilk straszny. Cudów nie ma ale proste rzeczy już potrafię na nim obszyć, a krojenie przy jednoczesnym wykańczaniu brzegów to dla mnie szok! nie wiedziałam, ze tak można i to dla mnie największe zaskoczenie, pozytywne.
No więc tak: miałam maszynę i musiałam prędko na niej coś uszyć. I nie były to zasłony :) a raczej coś przyjemniejszego, jednocześnie niewielkiego by efekt był szybki. I powstał... kot :)
a po kocie konik, ze skromnym ogonkiem, krótką grzywą i wciąż nie wykończony, ale mięciutki milutki i bardzo lubiany :)
jakieś szmatkowe torebki
i ekspresowa poduszka ze swetra
tym zdjęciem chciałabym przedstawić kogoś jeszcze mieszkającego w naszym domu. To Frania, koteczka rasy ragdoll, którą adoptowaliśmy w sierpniu 2013. Jest wspaniała :) ale szersza prezentacja i więcej zdjęć w osobnym poście.
do szyciowych osiągnięć ostatniego miesiąca dołączam również sukieneczkę. Uszyta bez wykroju, z szarej dresówki, wzbudza zachwyt najmłodszej właścicielki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz